Галина Веренич рассказ Книга (original) (raw)

Галина Веренич

Halina Viareniс

К N I H A

вернуться в содержание этого номера 34

Amal fantastyсnaje zdareсnie z paсatku 80-ch hadou

... Белорусский язык не является родным для большинства населения...

Он приведет к культурной деградации...
Мы требуем немедленно приостановить действие Закона о государственном статусе белорусского языка.

Из обращения в Верховный Совет Республики Беларусь

от преподавателей и студентов одного из педагогических институтов, 1992 г.

Zrazumieс nielha, sto padsturchnuіa jaho mienavita u toj pranizliva-jasny, prazrysty kastrycnicki dzien pajsci u cytalniu. Zrйsty, rabiс tam byіo niama caho. Jon dauno uzdouz i upopierak pieratrachnuu uvies bieіaruski addzieі, i nicoha novaha tam cakaс nie mahіo. Biblijatekarka zavucana-vietіiva pavitajecca z im, vidavocna padauliajycy razdraznieсnie, paviedamiс, sto pastupleсniau pa cikaviacaj temie nie byіo, i praciahnie aposni numar “Pomnikau architektury i mastactva Bieіarusi”: “Посмотрите, а вдруг...”

Dzie i kali tak zmahіa stracicca suviaz casou, sto nicoha nie zastaіosia — navat popielu? Kryudavaс na heta nie mieіa sensu: niauzo kryudujuс na scianu, jakaja raptouna zjaviіasia na tvaim sliachu? Jaje prosta abychodziaс. Ale abychod hety zaciahnuusia, i jon pastupova pacau razumieс, sto idzie u nikudy. Ci zamknionym koіam. Sto adnolkava.

I sapraudy, sto heta u jaho, prostaha smiarotnaha, tak serca raschvareіasia pa tych daliokich casinach? Kab skazaс, casu zasmat volnaha, — dyk zusim nie byіo. Dy j byіoha nie viernies.

Prysucha hetaja viadoma adkul. Tak i ciahnie tudy. Kali z hod nie pabyu — nie caіaviekam siabie pacuvaje. Prosta dziuna, jak maha pryviazacca da miascin, dzie nie ros i navat nie naradziusia. Ale u dziacinstvie jany tak urazili, sto nie adpusciіa. Z casam tolki macnieіa. Jak pryjedzie dy pabacyс pіyvucy pa-nad hystoj zielianinaj kryz Ijezuickaha kasciolu, az dychaс zanimaje. I usio zhubiіasia. Kolki jon vakacyjami knih perahledzieu, siedziacy u cytalni! Tolki dzie-nidzie сmianyja spasyіki na archivy, fondy, apisy, listy... Zrazumieіa, da hetaha dostup mieс treba. U instytucie rastіumacyіi koratka i kateharycna: “История Белоруссии — дело темное. Не лезьте”. Tajemnaja spadzieja na nakiravaсnie znikіa, nie paspieusy navat pryniaс bols-miens akreslienyja abrysy. Nielha skazaс, kab ciahi da vedau u ich zusim nie byіo. Navukovy kamunist dobrazycіiva cikaviusia nastrojami vychavancau. Jak pastyr ab statku jahniat.

Boh z imi zusim. A tak mozna padumaс, jamu josс da ich sprava. Prosta historyja taja, 1655 hoda, tak i zastaniecca nikoli nie vysvietlenaj.

I nicoha nie zastaniecca, akramia siankievicaskaha patopnaha pakliopu j maucaсnia sucasnych padrucnikau.

Samacieli pad nahami vosienskija listy, paradzieіyja drevy zamierli pad aposnim soniecnym ciapіom. U voknach doma na suproсlehіym bierazie adbivalisia ruzavatyja bliki. Kalia kaviarni stajaіa, cakajucy adkryсcia paslia pierapynku, hrupka juncou z dziaucynami u bajavoj afarboucy.

Jon isou i razvazau ab caіaviecaj samadastatkovasci. Heta kali caіavieku nichto insy, akramia siabie samoha, i nie patrebny. In solis tu mihi turba locis. Kolki razou jaho upikaіi: tolki dvaccaс hadou, a taki zaciaty piesymist. Kidali kasyja pozirki: nie nasaje dumki. Jon ni z kim z ich nie razmauliau. Sami capliaіisia. Jon raptam padumau, sto u cytalniu jon chodziс, kab pabyc sam-nasam, a moza, i za samim saboju. Jon zabyu siabie niedzie dalioka, zdajecca, zusim u insym zyсci, dauno tamu. I nie moza ni tudy trapiс, ni sam siabie adtul vyciahnuс. Takoje urazaсnie u jaho nie adnojcy uznikala, kali jon liazau kalia voziera na zusim sucasnym pliazy, a nasupraс bacyu paciamnieusyja vartavyja viezy zamku.

Amal pustuju vialikuyu cytalnuju zalu zalivau ruzovy koler zachadu. Jon pavolna j amal biazdumna jsou praz cyrvan, kali niejki stursok, niejkaja zichotkaja pliama vymusili jaho prypynicca. Imhnieсnie jon nieparazumieіa hliadzieu na stoі, na jakim liazaіa staraja kniha u cyrvonaj vokіadcy. I raptam jamu staіa mіosna, dychaсnie pierachapiіa: heta byіo toje, sto jon adcaiusia adsukaс. Pa barvovym poli jechali rycary, zakytyja u bliskucyja іaty, a piaredni z ich trymau u mahutnaj ruce bieі-cyrvona-bieіy sciah. Vahajucysia, bajucysia pamylicca, jon razharnuu knihu: vydadziena u Vilni, u 1910 hodzie. Karotkaja historyja Bieіarusi. Heta byіo nierealna. Jon pavieryc nie moh u svajo scascie. J raptam chtosci baliuca shapiu jaho za ruku j prymusiu ustaс. Nieznajomy razjusana ciahnuu jaho u kalidor i tam, na liesvicnaj pliacoucy, zahnausy chіopca u vuhaі, zasypieu:

— Ty, dziacieі, ziaziulia, ja ciabie prydusy, kali ty pra hetuju knihu stuknies, zrazumieu? Ty caho svoj nos sujes, kudy ciabie nichto nie prosiс?

— Dy ja tolki... sto ty, druza... Daj pahliadzieс... Ja stolki sukau jaje. Ja viedaс...

— Viedaс? — nieznajomy niadobra zasmiajausia. — Usio viedaс budzies, kali u kamitet trapis. Tam chutka rastіumacaс. A knihu nie dam. Pabacyu i zabudz. Nie byіo nicoha. Nikoli. I paslia nie budzie. Idzi, — jon sturchnuu chlopca da vuchadu.

Kavalkada rycarau u bliaskucych іatach, panura pryspusciusy sciah, skryіasia za pavarotam zmrocnaj alei...

Z kaviarni vyjsіa padvypiusaja kampanija.

1992 h., listapad

конец


главная страничка сайта /содержание "Идиота" №34 /авторы и их произведения