Parafia jako miejsce zachowania tożsamości etnicznej. Rzecz o greckokatolickiej Parafii św. Mikołaja na Żuławach (original) (raw)

Jak słusznie zauważa autor książki Religia a tożsamość narodowa i nacjonalizm w Europie Środkowo-Wschodniej trudno dziś wypowiadać się sensownie o tożsamości poszczególnych narodów, abstrahując od roli religii jako czynnika współtworzącego społeczne i indywidualne wyobrażenia o narodowej wspólnocie (Zenderowski 2011: 9). Próby wyjaśnienia tego zjawiska, dążenia do opisu związków pomiędzy religią a etnicznością, poszukiwania społecznych i kulturowych korelatów religii obecne są w pracach polskich socjologów, antropologów, politologów od co najmniej kilkunastu lat. Wymienić tu należy prace Grzegorza i Radosława Zenderowskiego (2011) i wielu innych. Jak zauważa jeden ze wspomnianych autorów, odmienność religii w budowaniu tożsamości narodowej jest widoczna szczególnie w przypadku tych narodów, które powstawały jako narody dążące do uzyskania własnych narodowych państw. "Unarodowiona religia" zastępowała brak własnego państwa (Babiński 1999: 198). Trudno także nie zauważyć, że w Europie Środkowo-Wschodniej poszczególne Kościoły odegrały i nadal odgrywają istotną rolę w podtrzymaniu, odtwarzaniu, rekonstruowaniu i reinterpretowaniu tożsamości etnicznej wielu mniejszości narodowych. Jak pisze Halina Rusek (2002: 25), z taką sytuacją mamy do czynienia szczególnie wówczas, gdy mniejszość narodowa czy etniczna buduje swoją odrębność kulturowo-etniczną na podstawie religii różnej od religii społeczeństwa większościowego. Taką rolę w środowisku mniejszości ukraińskiej zamieszkującej Polskę odgrywa Kościół greckokatolicki, który jest depozytariuszem ukraińskich tradycji narodowych. Kościół ten przechowuje pamięć historyczną i narodową Ukraińców, którzy w 1947 roku zostali przesiedleni na północne i zachodnie ziemie Polski w ramach tzw. akcji "Wisła" (Melnyk 2003: 85) i pośredniczy Naszą rodzinę chcieli zostawić w Gdańsku, ale wszyscy ludzie mówią tak: gdzie wszyscy, tam im i my. Myśleliśmy, że nasz wszystkich dadzą w jedno miejsce, bo w transporcie było około 50 rodzin. Wojskowy mówi do nas: tu zostańcie, będziecie mieć blisko, do szkoły, do pracy, bo to jest miasto. A tam pojedziecie to was komary zjedzą. Ale pojechaliśmy tam, gdzie wszyscy. Jak nas samochodami przez Wisłę wieźli, to była noc. Wisła szeroka. Na prom wjechaliśmy, wszyscy się zaczęli całować, żegnać, płakać, bo nas topić będą. Kierowca krzyczy: nie topimy się, na drugą stronę rzeki jedziemy! Przywieźli nas do Stegny, ale po drodze wysadzili w Mikoszewie 3 rodziny, w Przemysławiu 5 rodzin, w Jantarze. Specjalnie tak robili. A my, jak już przez tą Wisłę przejechaliśmy, to już tak 65 lat tu jesteśmy (K, 86 lat, Stegna).